fot. brandsit
Sceptyczny wobec Unii Europejskiej ruch „Kompas” nie chce nowego porozumienia z Brukselą i wzywa do twardego stanowiska w negocjacjach. Pod pewnymi względami zainteresowanie UE traktatem jest większe niż Szwajcarii. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona.
Kto bardziej korzysta na umowach dwustronnych? Szwajcaria czy UE? Pytanie brzmi małostkowo, ale jest uzasadnione. Heinrich Fischer, były szef producenta maszyn włókienniczych „Saurer” i towarzysz broni ruchu „Kompas”, powiedział przy okazji uruchomienia jego inicjatywy ludowej, że UE jest bardziej zainteresowana umową o swobodnym przepływie osób, niż Szwajcaria.
Były menedżer opowiada się za swobodnym przepływem osób z UE. „Kompas” chce jednak zapobiec zawarciu przez Szwajcarię nowej umowy instytucjonalnej z konfederacją państw.
„Szwajcaria prowadzi słabe negocjacje” – uważa „Kompas” – „właśnie dlatego, że w wystarczającym stopniu nie bierze pod uwagę ogromnego zainteresowania UE swobodnym przepływem osób w rozmowach” – dodaje.
Migranci ze Wschodu na Zachód
W kategoriach bezwzględnych, na pierwszy rzut oka, wydaje się, że to właśnie obywatele Konfederacji Państw odnoszą największe korzyści ze swobodnego przepływu osób. W Szwajcarii mieszka ich znacznie więcej niż w UE. W kraju nienależącym do UE przybysze korzystają z bardzo wysokich płac, rzetelnej administracji i dobrej opieki społecznej. Są to trzy powody, dla których Szwajcaria tak mocno przyciąga wykwalifikowanych pracowników.
„Ale atrakcyjność wykracza poza to. Jest to największe w tych miastach, które mają wysoko rozwinięty sektor usługowy” – pisze brukselski think tank „Espon”. „Dobrze wykształceni migranci są skoncentrowani w miejscach, gdzie miejscowa ludność jest również dobrze wykształcona” – dodaje.
Dotyczy to Szwajcarii, ale także wielu dużych miast w północno-zachodniej Europie. W związku z tym w UE ma miejsce przemieszczanie się migracji z południowego wschodu kontynentu do UE.
fot. nzz.ch
Imigracja z UE wywołuje u wielu obywateli Szwajcarii stres związany z gęstością zaludnienia. W zależności jednak od swoich planów życiowych znajdują się oni również w gronie beneficjentów swobodnego przepływu osób. Istnieje możliwość pracy niemal w każdym miejscu w Europie, bez konieczności zajmowania się dużą ilością biurokracji. Relatywnie rzecz biorąc, Szwajcarzy są również zwycięzcami: stoi przed nimi ogromny rynek pracy.
Europa Wschodnia ma problem demograficzny
Wielkim strażnikiem swobodnego przepływu osób jest Komisja Europejska. Uważa ona jednolity rynek za wielkie liberalne osiągnięcie UE. Kiedy to działa, zapewnia konsumentom tanie towary, a ludzie mogą mieszkać tam, gdzie znajdą najlepsze warunki. Komisja – organ o dość technokratycznym usposobieniu – nie chce zachwiać tymi fundamentami UE.
Jednak pewne wady swobodnego przepływu osób są również problemem w Konfederacji Państw, nawet jeśli dyskusja nie jest tak szeroka i zażarta jak w Szwajcarii. Były premier Włoch, Enrico Letta, zwrócił uwagę na kilka drażliwych punktów w raporcie dla Rady UE wiosną tego roku.
Po pierwsze, wspomniał o wewnętrznej migracji UE do kwitnących miast, gdzie ludność czasami narzeka na brak mieszkań. Po drugie, wydaje się on być bardziej zaniepokojony inną konsekwencją swobodnego przepływu osób: spadkiem liczby ludności w wielu regionach UE. 135 milionów obywateli UE, czyli prawie jedna trzecia, mieszka na obszarach, które w ciągu ostatnich dwudziestu lat pozostały w tyle demograficznym. Tam kurczy się liczba ludności aktywnej zawodowo i brakuje szczególnie wykwalifikowanych pracowników. Problemy demograficzne dotknęły w ostatnich latach Szwajcarię.
Ludzie powinni tam zostać
Jednym ze wskaźników tego zjawiska są przekazy pieniężne, czyli przekazy pieniężne, które odsyłają migrantów do domu. Bułgaria, Węgry, Rumunia czy Chorwacja, a nawet Portugalia – wszystkie te państwa członkowskie UE otrzymują więcej przekazów pieniężnych z zagranicy, niż płyną stamtąd do innych państw. Te środki od emigrantów wspierają konsumpcję, ponieważ członkowie rodziny, którzy zostali w domu, mają więcej pieniędzy na życie.
Z ekonomicznego punktu widzenia jest to jednak trudne do utrzymania: nie tylko brakuje pracowników, ale także potrzebne są długoterminowe inwestycje. Jednak jednemu krajowi UE, który przez długi czas był „biedny”, udało się wyjść z tej sytuacji: Polsce. Od 2018 r. zagraniczni pracownicy wysyłają stamtąd więcej pieniędzy do swoich krajów pochodzenia niż Polacy za granicę do swojej starej ojczyzny. Polska stała się krajem emigracyjnym.
Jednak w Europie Środkowej i Wschodniej brakuje pracowników – niezależnie od tego, czy jest to gospodarka wschodząca, taka jak Polska, czy kraje takie jak Bułgaria czy Rumunia, które mają trudności gospodarcze z dogonieniem średniej europejskiej.
W związku z tym postrzegają oni również szwajcarską dyskusję na temat swobodnego przepływu osób z czysto praktycznej perspektywy. Dyplomata jednego z krajów Europy Wschodniej w Brukseli mówi, że ważne jest dla niego, aby jego rodacy nie byli w gorszej sytuacji w porównaniu z innymi obywatelami UE w Szwajcarii, ale że i tak najlepiej będzie, jeśli zostaną w domu, zamiast emigrować do Europy Zachodniej.
Przede wszystkim ci, którzy mają wysokie kwalifikacje i wyjeżdżają, pozostawiają dużą lukę w krajach Europy Wschodniej. Z drugiej strony, kraje te z trudem są w stanie przyciągnąć dobrze wykształconych pracowników z Europy Zachodniej. Z ich punktu widzenia płace na Wschodzie są zbyt niskie, bariery językowe zbyt wysokie, a społeczeństwa nie są wystarczająco kolorowe. Z kolei Zurych, Monachium i Amsterdam zdobywają tu punkty, co czyni je magnesami dla pracowników.
Stosunek Europy do swobodnego przepływu osób jest zatem bardziej zróżnicowany, niż twierdzi Heini Fischer. Europa na tym korzysta, Szwajcaria jeszcze bardziej, ale żadna z nich nie odnosi korzyści pod każdym względem.
„Osobisty empiryzm” Gantnera
Jednak stwierdzenie, które promotorzy „Kompasu” również wygłosili przy okazji uruchomienia swojej inicjatywy, jest oczywiście błędne. Ośmiu na dziesięciu przedsiębiorców jest „bardzo krytycznych” wobec dwustronnej umowy z UE, według przedsiębiorców finansowych: Alfreda Gantnera i Ursa Wietlisbacha.
„Nie można zrozumieć tego stwierdzenia” – mówi Jan Atteslander, dyrektor ds. handlu zagranicznego i członek zarządu stowarzyszenia przedsiębiorców Economiesuisse – „Najwyraźniej nie jest ona oparta na twardych faktach” – dodał.
Peter Röthlisberger, rzecznik prasowy „Kompasu”, powiedział, że wypowiedź Gantnera i Wietlisbacha jest „osobistym empiryzmem”.
Źródło: nzz.ch