Strona głównaTemat tygodniaJudoka z przypadku, mistrz z wyboru – wywiad z Januszem Wojnarowiczem
spot_img

Judoka z przypadku, mistrz z wyboru – wywiad z Januszem Wojnarowiczem

spot_imgspot_img

„Za każdym sukcesem wielkiego mężczyzny stoi wyjątkowa kobieta”, a co stoi za sukcesem Janusza Wojnarowicza? O życiowych wyborach, judo jako szkole życia, drodze po medal i Szwajcarii z byłym mistrzem judo rozmawia Daria Borek.

Jak to się stało, że judo stało się Twoim sposobem na życie?

To w sumie dość zabawna historia. Jestem dzieckiem lat osiemdziesiątych, więc moimi idolami byli tacy aktorzy jak Jean Claude Van Damme czy Bruce Lee. Za dzieciaka próbowałem kung-fu, ju-jitsu. Gdy byłem w ósmej klasie, w mojej szkole wystartowała sekcja judo klubu PKS Katowice. Tuż po rozpoczęciu roku szkolnego trener chodził od klasy do klasy i zapraszał na zajęcia. Ja siedziałem w ostatniej ławce, bo już wtedy byłem największy w szkole, ba, nawet większy od naszych nauczycieli. Gdy ten trener mnie zobaczył (a trzeba zaznaczyć, że siedziałem sam i zajmowałem prawie całą ławkę), powiedział: „A ciebie, kolego, to widzę tam na pewno. Przyjdę po ciebie osobiście”.
Poszedłem na pierwsze zajęcia i od razu coś kliknęło – wiedziałem, że to jest to.

Mówisz o przypadku, a jednak judo stało się twoją codziennością. Judo – pasja czy praca?

Jedno drugiego nie wyklucza. Niestety teraz już się tym nie zajmuję. Mam uprawnienia trenerskie, ale brak mi cierpliwości, by szkolić młodych ludzi.

Twoim kuzynem jest Kuba Błaszczykowski. To prawda czy plotka? Dwie wielkie postaci sportu w rodzinie. Czy to kwestia genów, czy sportowych pasji wśród bliskich?

No, ostatnio znowu głośno się o tym zrobiło. Nie ma jednak między nami żadnego powinowactwa. Mój ojciec ożenił się po raz drugi z ciocią Kuby. Mieszkali długo razem w jednym domu, więc gdy odwiedzałem ojca, spotykałem też Kubę i tak się poznaliśmy. Gdy byliśmy dzieciakami, łatwiej było powiedzieć, że jesteśmy kuzynami, niż zagłębiać się w różne koligacje… i tak już zostało.

Czyli obalamy teorię o sportowych genach… Zacząłeś uprawiać judo przez przypadek, a z czasem stało się ono twoim życiem. Jakie są największe korzyści płynące z zawodowego uprawiania sportu?

Korzyści z uprawiania sportu jest bardzo wiele (tu polecam artykuł na temat tego, co trenowanie judo daje dzieciom). Szczególnie judo na poziomie wyczynowym uczy człowieka pokory i dyscypliny oraz uporu w dążeniu do celu. Jednak zawodowe uprawianie sportu to ciężki kawałek chleba. Zwłaszcza gdy jesteś w Polsce i nie jest to piłka nożna. Był w moim życiu taki czas, że musiałem dorabiać, stojąc na bramkach jako ochroniarz, by utrzymać rodzinę i móc dalej trenować.

Mistrz judo Wojnarowicz
Zdjęcie z archiwum Janusza Wojnarowicza

Jakich wartości nauczyło cię judo i jakie zdobyłeś umiejętności? Czy przydają Ci się także poza tatami?

To, czego nauczyło mnie judo, to dążenie do celu. Potrafię się skupić na tym, co chcę osiągnąć, i pracować intensywnie aż dotąd, kiedy to osiągnę. Kolejna wartościowa umiejętność, jaką nabyłem dzięki judo, to niepoddawanie się mimo porażek. Poza tym po tylu latach ciężkich treningów potrafię ocenić, do czego jest zdolny mój organizm, znam maksymalne możliwości mojego ciała. Jestem zdania, że każdy człowiek, a w szczególności mężczyzna, powinien spróbować osiągnąć granice fizycznych możliwości, by w chwili, gdy będzie mu to potrzebne, wiedział, ile może z siebie dać.

To nie jedyny sport, który uprawiałeś. Co jest bliższe twojemu sercu: judo czy futbol amerykański?

Judo, i to bez dwóch zdań. Futbol amerykański to była dla mnie zabawa, taki bardzo miły etap sportowy. Nadal lubię oglądać NFL [ang. National Football League, czyli Narodowa Liga Futbolowa – przyp. redakcji], ale to judo było moim życiem.

Dwa razy srebro (Mistrzostwa Europy w Rotterdamie w 2005 i w Tampere 2006), cztery razy brąz (Mistrzostwa Europy w 2002, 2010, 2011 i w 2012 roku). Trzy razy brąz i raz złoto w sportowych zmaganiach wojskowych. Czujesz się wielkim sportowcem?

Nie, nie czuję się wielki, ale znam swoją wartość. Po roku treningów powiedziałem sobie, że chcę, by o mnie pamiętano. Miałem w sobie pragnienie, by w momencie, gdy mnie już nie będzie, ktoś mógł znaleźć informacje na temat tego, kim był Janusz Wojnarowicz. Krótko mówiąc, chciałem się zapisać w historii. I to mi się udało.

Jak radziłeś sobie z presją i oczekiwaniami związanymi z byciem zawodowym sportowcem?

Nie było to łatwe. Nie będę ściemniał – miałem kryzys kilka razy w życiu. Raz nawet byłem bliski rezygnacji ze sportu, ale przetrwałem i potem miałem najlepsze wyniki w moim życiu.W Polsce był taki problem, że stypendium otrzymywało się za uzyskany wynik i było ono wypłacane do następnej imprezy tego typu, np. gdy zdobyłem medal na mistrzostwach Europy, to do następnych mistrzostw miałem stypendium, ale gdybym nie powtórzył wyniku, to zostałbym bez finansów. Gdy ma się na utrzymaniu rodzinę, jest to stresujące.

Trudne realia kontra mistrzostwo… A co zadecydowało o zakończeniu kariery sportowej?

Hm… Po części wiek, a po części trochę klimat, jaki panował na skutek pewnych decyzji władz związku judo, ale nie chcę się nad tym już zastanawiać. Było, minęło, czułem się oszukany. Ale nie mam już żalu do nikogo.

Jak oceniasz obecną reprezentację Polski w judo? Czy widzisz jakieś przyszłe gwiazdy na horyzoncie?

W Polskim judo zdarzają się jednostki wybitne, ale trudno mi powiedzieć, czy coś z tego będzie. Judo to nie biegi, gdzie masz jakiś rekord życiowy, taki, a nie inny czas i możesz się domyślać, jakie miejsce możesz zająć w zawodach.W judo można przegrać z każdym i z każdym wygrać. Judocy mają takie powiedzenie: „Każdy ma plecy i każdy może na te plecy upaść”.

Janusz Wojnarowicz
Zdjęcie z archiwum Janusza Wojnarowicza

Obecnie pracujesz w Szwajcarii. Czy jesteś w stanie wskazać największe różnice w warunkach treningowych między Polską a Szwajcarią?

W Szwajcarii nie miałem okazji być w klubach judo i nie wiem, jak to tutaj funkcjonuje. Tutaj korzystam tylko z klubów fitness czy z siłowni. Jedyne, co mnie zaskoczyło i co trudno mi było przetrawić, to ceny karnetów (ok. 1200 franków szwajcarskich za rok). Bardzo mnie to zszokowało na początku. Teraz już mniej, a poza tym znalazłem tańsze alternatywy.

Czy dostęp do infrastruktury sportowej w Szwajcarii różni się od tego w Polsce? Jeśli tak, to w jaki sposób?

Jak mówiłem, nie miałem okazji zwiedzać klubów sportowych w Szwajcarii, więc nie wiem, jak to tutaj funkcjonuje. Wydaje mi się jednak, że w Polsce trenuje więcej osób, stąd jest więcej klubów sportowych. Gdybym chciał znaleźć klub judo na Śląsku, bez trudu trafię na kilkanaście, jeżeli nie kilkadziesiąt, klubów. Gdy raz sprawdzałem, w promieniu 30 kilometrów znalazłem pięć klubów. W Polsce jest dużo turniejów, i to nawet dużych, o zasięgu światowym. Organizacja zawodów też jest bardzo dobra.

W Szwajcarii pracujesz jako kierowca? Dlaczego obrałeś taką drogę?

To taka pasja z dzieciństwa. Kiedy byłem małym chłopcem, udawałem kierowcę ciężarówki. Tak mi to zostało, tylko dziś nie muszę udawać. Gdy skończyłem karierę sportową, byłem trochę w rozsypce, nie miałem celu. W sporcie zawsze był cel, do którego dążyłem. Gdy zrezygnowałem z judo, zabrakło mi go. Nie miałem pomysłu na siebie, próbowałem kilku zajęć, ale nie dawały mi satysfakcji. Pewnego dnia wsiadłem do ciężarówki kolegi, przejechałem się i już wiedziałem, że to jest to, co chcę robić.

Przez jakiś czas mieszkałeś w Niemczech. Masz więc porównanie do warunków życia w różnych krajach. Co sprawiło, że jednak pożegnałeś się z naszymi zachodnimi sąsiadami?

To może wydać się dziwne wielu Polakom mieszkającym za granicą. Ja po prostu jestem nieszczęśliwy, gdy nie mam połączenia z moją ojczyzną. Jestem patriotą. Miałem zaszczyt słyszeć hymn Polski grany specjalnie dla mnie – w takich momentach zawsze szkliły mi się oczy. Życie w Niemczech było dużo łatwiejsze niż w Polsce, ale ja wolę żyć w Polsce. Mimo wielu minusów życia w Polsce to jest mój kraj.

Co więc cię trzyma w Szwajcarii?

Cóż, warunki pracy w Szwajcarii są dużo lepsze niż w Polsce. Nawet pracując na magazynie, jesteś w stanie utrzymać dom i zapewnić rodzinie dobry byt. Kwestie finansowe przestają być tym, co spędza ludziom sen z powiek.

Czy łatwo było ci przystosować się do życia i pracy w Szwajcarii? Jakie były największe wyzwania?

Nie miałem z tym problemu. Mój wyjazd do pracy w Szwajcarii miał cel zarobkowy, po prostu chciałem zarobić na tyle, by móc się cieszyć życiem w domu (w Polsce). Nie myślę o stałym pobycie w Szwajcarii. To piękny kraj i ma ogromne możliwości, ale ja już wiem, że po pewnym czasie przechodziłbym to samo, co w Niemczech. Jakie były największe wyzwania? Zrozumienie szwajcarskiego dialektu. Myślałem, że oni mówią po niemiecku i że niemiecki znam. A tu jednak przyszło się zderzyć z rzeczywistością.

Dlaczego Szwajcaria?

To było prosta i szybka decyzja. Chciałem w krótkim czasie dużo zarobić, więc wpisałem w Google: „Where are the best pay rates for truck drivers in the world” [Gdzie na świecie są najlepsze zarobki dla kierowcy? – tłum. redakcji] i na pierwszym miejscu wyskoczyła Szwajcaria, więc zacząłem szukać pracy właśnie tam. Był problem. Szukałem rozwiązania i je znalazłem. Tak tu trafiłem.

Wspominałeś, że na pewno nie wiążesz przyszłości ze Szwajcarią i że źle znosisz rozłąkę z rodziną. Jak często więc bywasz w domu?

Ja wracam do Polski każdego miesiąca i to mi się podoba najbardziej. Firma, w której pracuję, zgodziła się na system zjazdowy. Pracuję przez dwa tygodnie w miesiącu, a następnie na dwa tygodnie zjeżdżam do Polski i mam wolne. Dzięki stawkom, jakie są w Szwajcarii, w te dwa tygodnie zarabiam wystarczająco, by żyć spokojnie w Polsce.

Mówisz, że to Polska będzie Twoim domem na zawsze. Dlaczego nie Szwajcaria? Co najbardziej Cię uwiera w tym kraju?

Co uwiera? Raczej nic. Po prostu ja wolę żyć w Polsce, dobrze się tu czuję, tu jest moja rodzina, moi przyjaciele, to jest mój kraj, jaki by nie był.

Rozumiem, a skoro Szwajcaria nie ma zbyt wielu wad, to zdradź, jakie miejsca w Szwajcarii najbardziej ci się podobają i dlaczego?

Ostatnio pokochałem na nowo góry. Wcześniej góry kojarzyły mi się tylko z ciężkim treningiem. Bardzo dużo trenowałem w ośrodku olimpijskim w Zakopanem i marszobieg w górach to była dla mnie tortura. Teraz wychodzę na szlak dla przyjemności.

Dobrze. Wróćmy ze Szwajcarii do Polski. Możemy sięgnąć pamięcią do mistrzostw świata i igrzysk? Jakie emocje towarzyszyły ci podczas kwalifikacji do igrzysk?

Po pierwsze gratuluję wiedzy! Mało kto wie, nawet dziennikarze często nie mają takiej wiedzy, że impreza sportowa, zwana potocznie olimpiadą, to igrzyska, a olimpiada to okres pomiędzy igrzyskami.
Kwalifikacje do igrzysk trwały dwa lata. To czas intensywnych startów i naprawdę ciężkiej pracy. W roku poprzedzającym Igrzyska Olimpijskie w Pekinie odbyłem 254 dni wyjazdów, a miałem już wówczas żonę i dzieci. To był trudny okres zarówno dla mnie, jak i dla rodziny.

To rzeczywiście musiało być wymagające. Zastanawia mnie, jakie są twoje wspomnienia z debiutu na mistrzostwach świata? Co najbardziej utkwiło ci w pamięci?

Najważniejsze, co stamtąd wyniosłem, to to, że wygrać można z każdym. Na pierwszych mistrzostwach świata zdobyłem siódme miejsce. Wygrałem z pretendentem do medalu i przegrałem z zawodnikiem, którego wcześniej nie znałem.

To to, co mówiłeś o judo w opozycji do biegania. Myślę sobie jednak, że to można odnieść do wielu aspektów naszego życia. Niepewności, która jednak dokądś nas prowadzi.

Zdecydowanie tak. To też wartość trenowania judo.

Janusz Wojnarowicz, 2018 rok (fot. UM Tychy)

Jak oceniasz swoje występy na mistrzostwach? Co chciałbyś poprawić?

Hm, co chciałbym zmienić czy co mogłem zmienić? Chciałbym osiągnąć lepsze wyniki, mocniej powalczyć, ale czy mogłem coś zmienić? Raczej nie, bo byłem możliwie najlepiej przygotowany.

To już za nami. Przenieśmy się do teraźniejszości. Jakie pasje i zainteresowania rozwijasz (oczywiście poza judo i futbolem amerykańskim)?

W judo już się nie rozwijam. Bardziej dzielę się tym, co mam, jeżeli ktoś chce z tej wiedzy czerpać. Futbol to już tylko oglądam.Ostatnio rozwijam nową pasję, ale to w domowym zaciszu. Zawsze chciałem grać na pewnym instrumencie i teraz się tego uczę…

Wspaniale, że spełniasz marzenia. Tu chyba ważne jest wspierające otoczenie. Właśnie, jakie miejsce zajmują rodzina i przyjaciele w twoim życiu? Czy wspierali cię w karierze sportowej oraz tuż po jej zakończeniu?

Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Im jestem starszy, tym bardziej doceniam jej wartość. Zawsze miałem wsparcie od bliskich, zwłaszcza mojej żony Magdaleny – bez niej nic bym nie osiągnął. Mówi się, że za każdym sukcesem wielkiego mężczyzny stoi wyjątkowa kobieta. To prawda.

Czego mogę ci życzyć na przyszłość?

Zdrowia. Jest takie powiedzenie w sporcie: „Przez sport po zdrowie… do szpitala”. Kontuzje są nieuniknione, a ja ich trochę miałem i im jestem starszy, tym częściej się odzywają.

W takim razie życzę ci, by sport jednak nie zaprowadził cię do szpitala i byś jak najczęściej mógł cieszyć się z chwil spędzonych z rodziną.

spot_img
spot_imgspot_img

2 KOMENTARZE

  1. Naprawdę dobrze napisane. Wielu osobom wydaje się, że mają rzetelną wiedzę na ten temat, ale tak nie jest. Stąd też moje ogromne zaskoczenie. Czuję, że powinienem podziękować za Twoją pracę. Koniecznie będę polecał to miejsce i regularnie tu zaglądał, aby zobaczyć nowe artykuły.

    • Bardzo dziękuję! Cieszę się, że Echo Szwajcarii jest dla Ciebie bezpieczną przystanią, w której zawsze możesz liczyć na rzetelne informacje. Rozgość się i czytaj 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

REKLAMAspot_img
REKLAMAspot_img

Zobacz również

REKLAMAspot_img
REKLAMAspot_img